czwartek, 4 czerwca 2015



Burza kampanijna przeszła dość szybko Kurz opadł, emocje też, wyniki są znane. Gruszki z wierzby spadły i raczej zgniją,  a media przyjęły początek sezonu ogórkowego za punkt honoru. Jest to więc najlepszy czas na lekkie podsumowanie kampanii prezydenckiej pod kątem wizerunku. Postanowiłem więc popełnić i takowe, biorąc pod uwagę dwóch kluczowych kandydatów, Andrzeja Dudę oraz Bronisława Komorowskiego. Przepaść między tymi kandydatami była widoczna nawet dla osób na co dzień nie zajmujących się kwestiami wizerunkowymi. 






American Dream

Zaczynało się mozolnie i trudno, podobnie jak rzeczony amerykański sen. Dużo pracy i mało efektu. Z upływem kolejnych kampanijnych tygodni, ujrzeliśmy coś czego nikt się raczej nie spodziewał. Kampania wyborcza Andrzeja Dudy na wytrwale zbudowanych podstawach zaczęła nabierać tempa. Realizowana przez cały jej okres w iście amerykańskim stylu. Kolorowo, z pomysłem i ciągłymi objazdami po kraju. W nienagannie skrojonych garniturach i z stoickim spokojem przyszły Prezydent elekt przemierzał Polskę wzdłuż i wszerz z uśmiechem przyklejonym do twarzy, jak na rasowego polityka w kampanii przystało.
W przeciwieństwie do swojego kontrkandydata odnajdywał się nawet w sytuacjach wizerunkowo trudnych, takich jak bezpośrednia konfrontacja z nieprzychylnym wyborcą. Bronisław Komorowski, chyba w tym czasie siedział jeszcze na laurach mijającej kadencji. Ruszając w teren był kompletnie na tego typu kryzysy nieprzygotowany. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu jak można było wypuścić kandydata na prezydenta bez odpowiedniego przygotowania wizerunkowego. Miało się wrażenie, że plan działań opracowywała tu ta sama studentka co i program do liczenia głosów, który wysiadł przy pierwszej próbie użycia. 

Sztab Prezydenta zaspał i przegapił najważniejszą lekcje. Media skrupulatnie patrzą w tym okresie na każdy, nawet najmniejszy ruch kandydatów. Każde spotkanie twarzą w twarz z wyborcami pilnie śledzą kamery najważniejszych stacji telewizyjnych. Pierwsze poważne wizerunkowe tąpnięcie przyszło wraz z podstawionym przez kontrkandydata młodym chłopakiem pytającym jak jego siostra ma kupić mieszkanie zarabiając tak niewiele. Sytuacja nieszkodliwa gdyby Bronisław Komorowski wykazał się lepszą komunikacją. Zamiast fuknąć coś o kredycie i zmianie zawodu, mógł wzorem Dudy, kontynuować rozmowę i spokojnym wręcz ojcowskim tonem wygasić sprawę. 
Niestety, było tu widać poważne braki przygotowania, które zemściły się w postaci tak zwanej „gówno burzy” i bombardowały słupki poparcia. Powtórkę z tej słabych lotów rozrywki mieliśmy od tej pory przynajmniej raz w tygodniu. Odnosiłem wrażenie, że sztabowcy prezydenta wyjechali na wakacje, lub specjalnie kopią pod nim dołki. Inaczej nie da się bowiem wytłumaczyć takiej marnej kampanii wyborczej, chyba najsłabszej od co najmniej 10 lat. 


Debatą w łeb!

Sondaże pikowały w dół lub w górę w zależności od nazwiska pod słupkiem. Nadszedł czas podsumowania i debat. Tu warto zanalizować postawy wizerunkowe kandydatów. Skupmy się na debatach II tury. 


Andrzej Duda

Pierwsza debata II tury zdecydowanie go przerosła. Zaczynając od ubioru, źle dobrany bardzo jaskrawy krawat odciągał uwagę widza od tego co kandydat ma do powiedzenia.  Z punktu widzenia odbiorcy to może i dobrze, lecz dla Dudy niekoniecznie. Drugą rzeczą była mowa ciała, gestykulacja zdradzająca bardzo dużą nerwowość. Powoduje to u widza przeświadczenie, że nadawca komunikatu albo kłamie, lub też nie jest pewien swoich racji. Nie pomogła tu nawet dynamiczna modulacja głosu, która zamiast pomóc jeszcze bardziej podkreśliła chaotyczność wypowiedzi. 
W dodatku Prezydent elekt machał rękoma, jakby znajdował się tuż przy stadzie komarów. Gesty nie były w żadnym stopniu zgrane z przekazem werbalnym przez co przekaz ogólny niknął w starciu z kontrkandydatem. 

Bronisław Komorowski


Skoro już o nim mowa, to tu muszę zwrócić Bronisławowi Komorowskiemu, utracony w wcześniejszej fazie kampanii honor. Nareszcie znalazł się w jego sztabie porządny specjalista ds. wizerunku. Szkoda, że tak późno. 
Mieliśmy tu bowiem do czynienia z w miarę spójnym i mocnym przekazem ogólnym. Ubiór dużo bardziej stonowany i stosowny od oponenta, dzięki czemu nie kradł uwagi. Odbiorca mógł skupić się nie tylko na przekazie werbalnym, ale również wzmocnieniu w postaci stonowanej lecz trafnej gestykulacji. W połączeniu z solidnym przygotowanie merytorycznym i sporym zasobem pytań „pułapek” uzyskał zdecydowaną przewagę.  Sytuacja co prawda w znacznie mniejszym stopniu powtórzyła się w drugiej debacie. Przygotowany dużo lepiej niż poprzednio i bardziej pewny siebie Duda próbował atakować kontrkandydata zasypując go ostrymi sloganami i pytaniami. Prezydent jednak pokazał tu swoje dużo większe doświadczenie i celnie odpierał ataki przy użyciu licznych kontrpytań. 
Przyjął też strategie „ojcowską” o której pisałem wcześniej traktując Dudę niemalże jak pyskatego nastolatka i prowokując go sprawdzając granicę jego cierpliwości. To pozwoliło Prezydentowi utrzymać przewagę do końca starcia, co z resztą widzieliśmy w sondażach tuż po debacie. 
Poprzez spóźnioną reakcje i chaotyczne działanie sztabu obecnego Prezydenta, nawet przewaga w kluczowych debatach nie pomogła w utrzymaniu przewagi i zatrzymaniu spadków sondażowych, co skończyło się jak widać na przysłowiowym załączonym obrazku. 


Demokracja głupcze! Choć powiedzieć by się chciało: Wizerunek głupcze!

0 komentarze:

Prześlij komentarz