niedziela, 29 marca 2015


Warszawa, 29 marca 2015 roku




Cześć Tomek!

Cóż, cieszę się, że mogliśmy się w końcu zobaczyć w tym miejscu, do którego mamy szczególny sentyment. Gdzie moglibyśmy wracać co chwilę, ale niestety nie da się.

To tam biliśmy się o miejsce w samochodzie obok dziewczynki, w której obydwaj byliśmy zakochani, skakaliśmy przez gumkę, spędzaliśmy dnie i noce grając w kwadrat i przeżyliśmy jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. "Litwo, Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił." Prorocze słowa. A dużo nie potrzebowaliśmy do radości. Piłkę, patyk, karty Pokemon. Piękne czasy. Not available in Appstore i chyba mało kto nas w dzisiejsze czasy zrozumie.

A tym bardziej się cieszę, że mogliśmy spotkać osobę, która miała ogromny wpływ na to, kim dzisiaj jesteśmy. Tak, to nasza nauczycielka z podstawówki. Jeszcze do dzisiaj pamiętam jak mi wlepiła pierwszą w życiu uwagę do dzienniczka, jak gorzko płakałem i bałem się rodziców. Ale wielki szacunek i dziękuję jej za to, że nie pozwalała takiemu łobuzowi jak ja robić co mi się chce, uczyła dyscypliny i wytrwałej pracy.

Mieliśmy szansę opowiedzieć o swoich przeżyciach tym maluchom, przed którymi całe życie, kompletni tabula rasa, wyjaśniać kto to taki dziennikarz czy też prawnik, widzieć w oczach ogromne zdziwienie, gdy opowiadaliśmy o swoich podróżach i przygodach. Mam nadzieję, że chociaż w jednym z nich coś zakiełkuje dzięki nam.

Na sam widok szkoły jeszcze dzisiaj przebiegają zimne dreszcze i chyba za żadne skarby świata tam nie wrócilibyśmy. Ale warto nie zapominać, że to właśnie w tym strasznym budynku nauczono nas czytać, pisać, liczyć i dzięki ogromnej pracy i wysiłku z roku na rok stawaliśmy się lepszymi ludźmi. I nie dlatego, że umieliśmy lepiej obliczać pole graniastosłupa, wiedzieliśmy o budowie pantofelka czy poznawaliśmy nowe jamochłony. Nie, dzięki temu mieliśmy podstawy do nauki w najlepszej, zawsze dostępnej nam szkole – szkole życia. Żebyśmy nie byli nauczeni dyscypliny jeszcze wtedy, nie wiedzieli, że wszystko przychodzi dzięki wytrwałej pracy, a niemożliwych rzeczy nie ma, jeśli tylko się naprawdę tego chce, to nie bylibyśmy tacy, jacy jesteśmy. Pamiętasz jak się śmieliśmy z napisu na dyplomie „Nauki korzenie są gorzkie, ale owoce słodkie?”. Trochę nabrało sensu, nieprawdaż?

Kto mógł pomyśleć, że z dzieciaków, którzy biegali z patykami w rejonie Karolinki i udawali bohaterów X-men mogą wyrosnąć mężczyźni, którzy będą studiowali w najlepszych uczelniach w Polsce, mieli bogate doświadczenie zawodowe, uczyli się i na co dzień współpracowali z ludźmi sukcesu oraz zwiedzali cały świat? Nawet w najśmielszych marzeniach nie mógłbym sobie tego wyobrazić. A to dopiero początek. Ale jakże nie umiemy doceniać tego, co mamy! Trzymając w ręku 2 zł na picę w stołówce byliśmy bardziej szczęśliwi niż teraz spożywając kolację w najlepszej restauracji. Co się z nami stało, Tomku?!

Twój Litwiński przyjaciel, 
Ernest



Gdynia, 29 marca 2015 roku

Erneście,

Muszę Ci się przyznać, że zaskoczyłeś mnie aspektami, które poruszyłeś w swoim liście. Szczerze powiedziawszy, nie do końca lubię mówić na temat tego, co się działo na Litwie. Przeprowadziłem się z Wilna do Gdyni prawie 5 lat wcześniej niż Ty, więc będąc gimnazjalistą przeżyłem tę radykalną zmianę otoczenia mocniej niż Ty. Zwłaszcza, że wiele moich wyobrażeń o Polsce prysło niczym bańka mydlana. 

O ile w Wilnie pielęgnowano w nas kult marszałka Piłsudskiego, mówiono, że w nas tkwi polskość, o tyle w Polsce stałem się Ruskim, Ukraińcem, Białorusinem i czym jeszcze tylko nie byłem. Jednak, tak jak gadaliśmy już o tym kiedyś - strach pomyśleć co by się stało, gdybyśmy zostali na Litwie. Kim byśmy byli? Na pewno bylibyśmy słabsi i bardziej płochliwi na wyzwania. Polska dała nam dużo i cieszę się, że w swoim czasie dałem Ci dobrego kopniaka w tyłek i też wyleciałeś z ciepłego litewskiego gniazdka.

Wracając do tematu spotkania z panią Jadzią - naszą wychowawczyni, powiem Ci, że się wzruszyłem, a ostatnio rzadko mi się to zdarza, bo przecież kończę studia prawnicze, więc muszę być skurwielem i te sprawy. Zwłaszcza zrobiła na mnie wrażenie wieka teka, gdzie pani Jadzia trzyma prace najzdolniejszych uczniów z wielu wielu lat - w tym nasze malowidła. Niesamowite!

Dopiero po wygłoszeniu swoich przemyśleń przed dzieciakami i słuchając twoich bajek, dostrzegłem, jak trudna jest praca nauczyciela w klasach początkowych. Złapałem się na tym, że na co dzień mówiąc językiem "dorosłych" czy kulejącym prawniczym, mam ogromną trudność w dotarciu do dzieciaków z przekazem. Trzon, który się wtedy budowało, owocuje na przyszłość. I to nawet w klasach licealnych - można było do świtu balować na osiemnastkach, czy spijać piwo na plaży, a nauka jakoś szła. Już wtedy zrywaliśmy słodkie owoce gorzkich korzeni, którymi nas do porzygu karmiła pani Jadwiga.

Drugi problem to zanikanie polskiego na Kresach. Nasze pokolenie piętnaście lat temu (jak to strasznie brzmi) było bardziej polskie, niż dzieci współczesnych Polaków z Wilna. Dzieciakom należy tłumaczyć podstawowe polskie zwroty, a często odpowiadają po rosyjsku czy litewsku. Pani Jadzia dzielnie zwraca uwagę, ale ciężko będzie jej poskromić te językowe naleciałości. Polski w Wilnie umiera. Na przykładzie dziewczyn z mojej rodziny, które są świeżo upieczonymi żonami Litwinów - litewski zdominował polski i dzieci również mówią  już chętniej po litewsku.

A kończąc bardziej pozytywnie... Ernest... dobrze, że wiesz, że  tamta pizza za 2 lity była najlepsza na świecie! Lepszą jadłem tylko w Rzymie u dziadka Baffetto (polecam Ci bardzo gorąco)! A najlepsze restauracje? W Polsce im bogaciej zdobione wnętrze, tym biedniejsza kuchnia... Hahaha żartuje! Bo jeszcze znajomi restauratorzy, którzy mnie czytają, dosypią czegoś następnym razem do przystawki! :)) 

Powiem Ci tylko, że jeszcze nie czas na smętne sentymenty nad bokalem. "Trzeba robić melanż i się nie przyzwyczajać". Może już nie czas na melanż, ale też nie czas się przyzwyczajać. Niczego bym nie zmienił w swoim dzieciństwie, nawet betonowej dzielni, na której się wychowaliśmy. Może nawet zwłaszcza jej bym nie zmienił, tacy z nas teraz blokowi chłopcy! :D

Trzymaj się i ustaw z Adrianem w Wawce,
A ja będę w stolicy za dwa tygodnie, widzimy się!

Tomek







0 komentarze:

Prześlij komentarz