Od niedawna męczę się z "622 upadkami Bunga" - intrygującą powieścią autorstwa Stanisława Ignacego Witkiewicza, znanego szerszej publiczności pod pseudonimem Witkacy. Męczę się, bo studia prawnicze odbierają skilla szybkiego czytania - zastanawiasz się nad każdym słowem, dokonując wykładni każdego zdania. Witkacy - ikona swojego czasu, niesamowity ekstrawertyk, ekstrawagancki literat i artysta. Jego proza poraża bezczelnością, a sztuka szokuje bezwstydem. Dlatego zdecydowanie zaliczam go do grupy moich ulubionych twórców. "622 upadki Bunga" jest powieścią w dużej mierze autobiograficzną, bo sporo bohaterów to ludzie z otoczenia Witkacego. Jest to też pierwsza jego powieść. Polecam książkę, aczkolwiek zahacza o ciężki schiz. Chociaż....
No właśnie, ostra faza to przecież sedno twórczości Witkacego. Obficie faszerował się narkotykami i alkoholem, żeby dopiąć nowej wartości w tworzeniu. Co ciekawe, nie tylko się nie krył z tym, ale jego charakterystyczne pastele mają uwiecznione "przepisy" - pod wpływem czego był, kiedy tworzył dzieło. Używki pomogły mu uzyskać formę, dzięki której zaistniał i przeszedł do historii. Ćpanie stało się dla niego drogą do gwiazd. Hmmmm, chociaż szczerze - miał taką chorą fazę, że bez tego też by osiągnął sukces.
Witkacy w tej twórczej degradacji był daleko nie pierwszy. Problem uzależnień w dużym stopniu dotyczy właśnie środowisk artystycznych. Myślisz, że ćpanie to domena gwiazd? Obserwując wielu z nich, zwłaszcza tych zza oceanu, doszedłem do wniosku, że można ich, z grubsza, podzielić na dwie grupy - ci,którzy ćpają dla weny oraz ci, którzy próbują używkami zamaskować problemy socjologiczne. Śmieszne jest to, że Ci depresyjni wieczorem ostro imprezują, a rano już biegają w nowych "njubalansach" po Central Parku. Ciekawsza jest grupa, która, tak jak Witkacy, faszeruje się dla sztuki. Myślisz, że to wpływa na wartość treści? Podobno pozwala się wyzwolić ze wstydu i psychologicznego skrępowania. W ogóle, można to oceniać "na słowach" czy trzeba poznać z autopsji?
Powyższe myśli nie zrodziły się u mnie jedynie pod wpływem śledzenia poczynań Bunga, czy celebrytów. Głównym winowajcą stał się też Twój najukochańszy... Sopot. Może nie miasto, ale polityka klubów. Po weekendowym drinku (czy tam zazwyczaj kilku) nie czujesz, że ktoś Ci wciska kity, jednak przeglądając walla w dzień powszechny, chyba wtorek to był, zwróciły moją uwagę ... piersi.
Zdjęcie, gdzie dwie atrakcyjne dziewczyny... soczyste biusty polewają... WÓDKĄ. Była to reklama jednego z klubów na Monciaku, zapraszali na "lejdis najt" chyba. I z takim podnieceniem te cycki wódką traktowały, że prawie bym uwierzył, że na prawdę czerpią z tego nieziemską rozkosz... Obstawiam, że prawdziwą przyjemność dawała im myśl o gaży, którą zgarną za sesję.
Po tej reklamie poczułem się jak matoł. Ktoś odwołuje się do instynktów, żeby przyciągnąć klientów-facetów do swojego lokalu. W sumie to nihil novi. Ameryki nie odkryłem. Picie jest w modzie i jeśli chcesz się liczyć na Sopotach, musisz to robić. "PIJEEEEEMY!" brzmiał nagłówek. Ok, lubię wypić, odreagować, nie powiem, że nie, bo byłbym hipokrytą (kto ze mna imprezuje to wie, pozdrawiam tych, co wiedzą, a wiedzą, że to oni). Ale siarczyście mnie denerwuje, że "modne" nie jest kulturalne picie w weekend, ale przez cały tydzień - dzień w dzień. Ja wszystko rozumiem, robimy biznesy, nakręcamy promocję... Ale często z tego się robi taka kasza, że nie da się jej przełknąć. Wszystko w nadmiarze błyskawicznie się przejada, zwłaszcza, że na "lejdis" nie będzie tych biustów z reklamy... Bo gdyby bywały za często - straciły by swoją świeżość i sprężystość ;)).
Przepadam za imprezami, Ty to wiesz, lubię się wyszaleć, ale nie znoszę, jak ktoś działa na poziomie podświadomości, żeby wciskać swoje kity. Ktoś nakręca machinę i mieli w niej bezwolne matoły. Normalni ludzie po imprezie wracają do swoich obowiązków... a nie do następnej imprezy. Ile bym nie wypił, wstaję rano i zabieram się za ogarnięcie bytu. Uważam, że nie sam alkohol tylko właśnie nakręcanie tej "modnej machiny" jest zmorą młodych i niedoświadczonych osób, której "za hajs matki balują" i głęboko wierzą, że Boga za nogi złapali... Jak sądzisz? Jestem ciekaw Twego zdania, bo Ty rzadko imprezujesz, ale jak już - to KONKRETNIE!
pzdr
T.
Warszawa, 29.09.2014
Tomku,
Dlaczego nie dziwi mnie fakt, że bezczelność i bezwstyd to cechy cenione przez ciebie u twórców. Witkacy wielkim artystą był, wieść gminna niesie i ma racje. Nie od dziś wiadomo, że wszelkiego rodzaju używki, często pobudzają kreatywność i wyzwalają w człowieku emocje, które dla wielu artystów są niezbędnym narzędziem twórczym. Witkacy nie żałował sobie życia, to fakt. Być może lepiej dla niego.
Mnie do artysty daleko, lecz czasem zdarzy się mi poczynić nieco "popisuchów", gdyż twórczość to chyba za dużo powiedziane. Właściwie jedyne teksty, z których jestem względnie zadowolony, powstały w upojeniu "wodą życia" (kto nie wie co to niech sobie wygoogla). Trochę drogo, acz skutecznie i co najważniejsze przyjemnie. Czy nie to się w życiu liczy? Liczy się, lecz nie jako jedyne.
Kasa, sałata, flota, waluta, zielone, hajs. Synonimów jest wiele, znaczenie to samo. "Pieniądze, to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to... ch..." - głosi cytat z znanego polskiego filmu. Idąc za tą myślą, właściciele Sopockich klubów nie przebierają w środkach. A co się lepiej w Polsce sprzedaje niż cycki i wódka? Zarówno w sklepie/klubie, jak i na plakacie obie rzeczy sprzedać łatwiej niż świeże bułki.

Co do celebrytów i ich używek, pozwolisz że od wypowiedzi się wstrzymam ze względu na specyfikę i rodzaj mojego zawodu, o klauzulach poufności nie wspominając. Różnie się dzieje, wiadomo. To tyle.
Prawdą jest, że na imprezy, prywatnie chadzam rzadko. W naszej branży, jak się bawi i pije to zazwyczaj służbowo. Zdarza się jednak czasem, iż poniesie mnie melanż. Wtedy zazwyczaj zdecydowanie za daleko, ale od tego jest życie żeby z niego umieć korzystać. Witkacemu się po części udało. A nam?
Pozdrowienia z Wilanowa.
A.