Nie ukrywam, że mój fejsbuk to jeden wielki śmietnik, w którym mam zalajkowane milion stron, a wszystko, żeby mieć codzienną dawkę najświeższych informacji w sposób skondensowany. Obok stronek typu "wiedza bezużyteczna","bitch, please" czy "megan fox" mam zalajkowane profile polityków, i to nie z racji popierania jakiejś partii, ale z czystej ciekawości i pragnienia informacji z pierwszej ręki. Ten post jest absolutnie apolityczny, bo jak wiecie, prowadzimy z Adrianem bloga o nowych mediach i kulturze, ale zaciekawiło mnie samo zjawisko aktywności w sieci polityka, a nawet nie polityka, ale bardziej posła, jako pewnej jednostki wybranej przez obywateli.
Poseł Przemysław Wipler jest osobą, która wyświetla mi się na wallu nawet częściej niż Jessica Mercedes i widać, że w social media lawiruje jak ryba w wodzie, w tym obok treści oficjalnych, wrzucając prywatne foty dzieci czy wypadów na ryby. Każdy już przywykł, że na Twitterze regularnie pisze minister Sikorski, Kancelaria Premiera czy nawet Papież Franciszek, którego osobiście darzę sympatią, bo ma jaja i umie się postawić nadąsanemu pompatyzmowi Watykanu (albo robi takie wrażenie - niemniej - pozytywne). Wipler poszedł o krok dalej i ruszył ze swoim vlogiem na Youtubie!
Forma jest nawet bardziej ascetyczna niż program Łukasza w jego 20-metrowej kawalerce, a bohater filmików na tle ściany z monogramem partii mówi wystarczająco spontanicznie, aby efektu "gadającej głowy" nie było. Krótkie odcinki, krótkie odpowiedzi. Zapewne inicjatywa ta ma umożliwić Kowalskiemu skierowanie do Wiplera pytania i uzyskanie od niego (bezpośrednio) odpowiedzi w filmiku. Na pewno, panie pośle, kiedyś się pokuszę o zadanie własnego!
eentrepreneursclub.com |
Trzymajcie się,
T.