czwartek, 21 sierpnia 2014

Milordzie Jasiński!                                                Gdynia, 21 sierpnia 2014 

Nie da się, żyjąc we współczesnej Polsce, nie mieć obitych uszu ogólnonarodowym zrywem pod hasłem "Jedz polskie jabłka na złość Putinowi". Wszechobecna fala zalała każde możliwe medium społecznościowe, każdą modną knajpę, ale nie przebiła się jeszcze do osiedlowych sklepów... Tam kilogram jabłek nadal chodzi po cztery pięćdziesiąt! Jako osoba popełniająca Listy Hedonisty, pominięcie tego istotnego zagadnienia uważam za dosadne faux pas. 

dziennik.pl
Póki jabłka od rodzimych sadowników spokojnie fermentują w naszych żołądkach, zarzucam pomysł poczynienia kilku obserwacji. W ten sposób spróbujemy wnieść fundamenty ukształtowania opinii w temacie. Wiem, że Ty Adrian jesteś pieprzonym materialistą (zresztą tak, jak ja), ale szalenie też jestem ciekaw opinii Twojej - TAK Twojej - Ty, który teraz to czytasz. To, że tu jesteś to nie przypadek, bo oprócz gapienia się w filmiki na Youtube,  faszerujesz mózg słowem pisanym, a to się przekłada na słowo mówione :)) Piąteczka! :D

Symbolem rosyjskiego embarga stało się puszczone w polskich sadowników jabłko niezgody. Bynajmniej ten związek frazeologiczny nie oznacza powodu kłótni. W świeżym polskim wydaniu jabłko niezgody jest raczej skutkiem. Polityczne igraszki na brukselskich salonach okazały się zbyt nieostrożne, co rykoszetem odbiło się na osobach zapieprzających na  polskich wsiach.  Rosja napier**la nie tylko jabłkami  - oberwało się nam też polską kapustą czy czerwona papryką. 

Siorbiąc poranną kawę jakiś czas temu, doświadczyłem poglądu, jaki lansują rosyjskie media. Dudni się tam, że rosyjskie jest lepsze i tańsze. Też zadałeś pytanie - Po co im w takim razie europejski syf? Otóż, jak się okazuje, towary europejskie Rosja sprowadzała jedynie ... dla utrzymania stosunków przyjacielskich! W sumie może to mieć rację bytu, bo kraj tak gigantyczny jak Rosja może spokojnie utrzymać się sam. Szczerze - przyjaźnić się nie musimy, ale róbmy z Rosjanami interesy. Mają szmalu i chcą mieć do czynienia z Europejczykami (my dla nich jesteśmy mega europejscy, im głębiej w Rosję tym bardziej). A my potrzebujemy kasy, bo chcemy żyć na europejskim poziomie. Ja chcę, a Ty? (obstawiam, że Ty, czytelniku, też).


(źródło: pej.cz) Nie w temacie jabłka polskiego, ale to jabłko też moglibyśmy u Irlandii wykarczować. Wtedy byłby w Polsce raj  ;))

Jabłko zostało rzucone, stało jak się stało i przez najbliższy rok chłepczemy łapczywie kaszę, której sami z resztą naważyliśmy. Sądzisz, że musimy odwalać fochy i zgrzytać zębami? Bądźmy wszyscy Putinami! Potraktujmy embargo jako wyzwanie. Challenge accepted! Wykręcę bezczelnie kota ogonem i powiem, że to nie sankcja, a szansa docenienia tego, co mamy. W końcu zauważymy i wykorzystamy walory Polski, o czym za chwilę. 

Można się bawić w Perfekcyjną Panią Domu jak Minister Pracy, piekąc  z polskich jabłek pysznie wyglądające szarlotki. Można też w Wayfarerach 2140 na Placu Zbawiciela wcinać darmowe jabłka i udostępniać to przez "jabłko nadgryzione". Ja jednak zadam pytanie: Dlaczego w kraju kwitnących jabłoni nie robi się cydru? Ok, zdobędziesz jakieś psie ochłapy, ale rynek cydrowy w Polsce to prawdziwa mizeriada, nie sądzisz? 

Myk, który musimy wykręcić to "efekt chipsów". Dopisałem kiedyś, bardzo dawno temu, teorię do sytuacji, której stałem się świadkiem w Wilnie na małym osiedlowym bazarze. Staruszka bombardowała babkę w kiosku całym arsenałem wulgaryzmów, które uzbierała przez ostatnie 70 lat. Chciała tylko kupić chipsy dla wnuków. Była poirytowana, że za jednego kartofla, który składa się na paczkę - musi zapłacić jak za kilogram świeżych. Proste! My Polacy, sprzedajemy kilogram jabłek zamiast butelki cydru. Za rok nie będzie polskich jabłek. Będą polskie cydry - znak rozpoznawczy, jak piwo z praskiej piwnicy czy francuski Champagne. Tego nam życzę i w tym pozostanę niereformowalny.

Bywaj i nie zwlekaj z odpowiedzią!
Tomek
gnioty.pl (Nie mogłem się powstrzymać)

Katowice, 23 sierpnia 2014
Tomku,

Widzę że sprawa jabłek spędza ci sen z powiek. Jabłko niezgody, jest pięknym hasłem. Pięknym pod względem medialnym. Media uwielbiają proste, chwytliwe slogany. Dzięki nim można bardzo szybko trafić do przeciętego widza z założonym w materiale przekazem. 

Co do tego że Rosja może produkować wszystkie towary samodzielnie i być samowystarczalna, miałbym poważne wątpliwości. Owszem ma potencjał, ale ma również mało wydolne rolnictwo, które w tym momencie nie jest w stanie wyprodukować jabłek do wszystkich jaboli które pędzą po piwnicach i domach rosyjscy obywatele. 

O polskich rolników też bym się specjalnie nie martwił. Na polskiej wsi jak w raju podatkowym więc i rolnik z rulonem dwusetek w kieszeni idzie do okolicznego warzywniaka. Nie tylko po jabłka. Z Rosją z resztą handlujemy prawie wszystkim, a polskim rolnikom, embargo specjalnie nie przeszkadza. Dlaczego? Bo jak zwykle znaleźli dobry sposób na jego obejście. Wysyłają jabłka na Białoruś, która ma unię celną z Rosją. Tam przepakowują transport i jazda do Rosyjskich sklepów pod Białoruską banderą. Można? Można. 

Kolejna więc to akcja pod publikę, nie wiele zmieniająca w ogólnym rozrachunku. Wolny rynek embarga nie lubi i bardzo sprawnie z każdym sobie radzi. Jako kapitalista, nie boje się więc że nagle obudzimy się śpiąc na niesprzedanych skrzynkach warzyw i owoców. 

 Co do cydru. Piękny napój. Powoli zdobywa on serca Polaków, ale  to jeszcze potrwa. Na razie naszym towarem eksportowym jest cydr z Lublina, który bardziej smakuje jak spiryt z sokiem jabłkowym. Nie piję bo boje się oślepnąć. Może sytuacja się poprawi, liczę na to bo cydr lubię. Wspominając o Litwie przypomniałeś mi smak mojego ulubionego napoju z rodzaju cydrowatych, mianowicie złocisty płyn o smaku cedrowym. Tak, nie cydrowym, a cedrowym. Kto nie wie, wygooglać proszę. Najlepszy, na razie niepokonany, w Polsce oczywiście niedostępny. 

Bywaj,
A.