środa, 23 kwietnia 2014

 22.04.2014
Gdynia

 Adrian,

Czytając to, co publikowałeś w ostatnim czasie, nasunęło mi się parę pytań i wątpliwości, a skoro wybraliśmy taką a nie inną formę wymiany zdań co do treści na blogu, przytaczam je poniżej.

Przede wszystkim, poruszyłeś wątek masowego ściągania plików z Internetu - filmów, seriali, muzyki itp. Krytykujesz to NAMIĘTNIE i twierdzisz, że osoba ściągająca w Internecie powinna za każdy plik płacić. Pamiętam, jak raz z zacisza eleganckiego skórzanego fotela porównałeś ściągnięcie pliku do kradzieży telewizora ze sklepu RTV.

Jednak warto tu rozpatrzyć aspekt prawny tego zjawiska. Jak podaje serwis www.chip.pl :


"Pojęcie dozwolonego użytku osobistego oznacza korzystanie np. z pobranego filmu czy muzyki tylko dla swoich własnych, prywatnych celów. – Możemy więc obejrzeć film czy posłuchać muzyki pobranej  z Internetu, jednak tylko w przypadku, kiedy utwór ten został rozpowszechniony publicznie, czyli np. film miał już swoją oficjalną premierę. Jeśli jednak pobieramy piosenkę, która wyciekła do sieci przed premierą, jest to działanie nielegalne – tłumaczy Jędrzej Szcześniak, współtwórca internetowego dysku Replik.pl." Więcej

Nie uważam więc, w związku z powyższym, że masz rację. Nie rozważając aspektu prawnego - człowiek, który ściąga i tak nie kupi danego pliku, bo po prostu go na niego nie stać. Jednak w odróżnieniu od wyniesienia telewizora ze sklepu, gdzie sprzedawca już nie może sprzedać tego telewizora,  plik autor może sprzedawać nieskończoną ilość razy, pomimo, że został ściągnięty.

To jak? Nie mają chleba niech jedzą ciastka?

Trzymaj się,
T.

23.04.2014
Sopot
Drogi Tomku,


Widzę że temat ten spędza Ci sen z powiek, tak więc tylko chwilowo dam się wciągnąć w polemikę, bo możesz dziś nie zasnąć. Ponieważ spokojny sen jest bardzo ważny, przyjrzyjmy się problemowi.
Jak przystało na dobrego prawnika, przytaczasz w swym liście do mnie kruczek prawny pozwalający na bezkarne ściąganie / kradzież ( niepotrzebne skreślić ) plików z sieci. 

Mamy tu do czynienia z czymś bardzo prostym, a mianowicie świętym prawem własności z którym dyskutować się nie powinno, gdyż to miecz obosieczny. Jeśli ktoś wyprodukował film/telewizor ( niepotrzebne skreślić )  to tylko on ma prawo decydować o tym czy komuś go udostępni lub sprzeda, czy nie. Nie stać mnie na produkt, to go nie tylko nie kupuje, ale też nie zabieram bez wiedzy i zgody właściciela. Jeśli nie stać mnie na chleb to idę na niego zarobić. Tyle. 

Wiem że to okrutne, ale życiowe i jak na rasowego kapitalistę przystało mi odpowiada. Uprzedzę pytanie niektórych ciekawskich. Tak, za wszystkie pliki z sieci płacę własnymi ciężko / lekko (niepotrzebne skreślić) zarobionymi monetkami. Kupuje e-wydania gazet, dostępy do serwisów filmowych, oryginalne programy czy muzykę z iTunes. Jedni nazywają to frajerstwem, a inni zapłatą za czyjąś pracę.

Bardzo poważna ta nasza konwersacja. Musimy ten błąd naprawić następnym razem. Napiszę niedługo.
Pozdrowienia z słonecznego Sopotu

A.



„Gabrielle d’Estrées i jedna z jej sióstr” autor nieznany;  zbiory Luwru